Krępa budowa ciała, krótkie kończyny, mięsista skóra, zwykle pokryta gruczołami zawierającymi silny jad – to zwięzły opis płaza z rodziny ropuchowatych, odrażającego, ale bardzo pożytecznego zwierzęcia. Ropucha zjada bowiem szkodniki, dlatego w Polsce znajduje się pod ścisłą ochroną. Dzięki swej ambiwalentnej naturze: brzydka i pożyteczna jest bohaterką opowieści ludowych. Najbardziej znana jest ta o pięknym księciu przemienionym w ropuchę, którego do pierwotnej postaci może przywrócić jedynie osoba, która odważy się ją pocałować. Ropucha pojawia się w wielu dostępnych przekazach ustnych. Zaprezentowana w niniejszym artykule opowieść zatytułowana „Krzyk ropuchy” jest charakterystyczna dla literatury ludowej afrykańskiego ludu Basari.
Kraina Basari leży w środkowej części Togo na równinie usianej pojedynczymi wzniesieniami, u stóp których rozciągają się osady ludzkie. Gęsto zalesione wzgórza o wysokości kilkuset metrów dostarczają drewna opałowego i są terenem łowieckim[1]. W kraju Basari panuje klimat podrównikowy (sudański) z wyraźnie zaznaczonymi porami: suchą i deszczową. Pora deszczowa trwa od kwietnia do października i jest okresem intensywnych prac polowych. Choć ilość opadów jest stosunkowo duża (średnio 1500 mm rocznie), to ich rozkład jest nierównomierny. Największe natężenie przypada w miesiącach monsunu: w sierpniu i wrześniu, kiedy spada około 1000 mm deszczu. Szczególne znaczenie mają deszcze na początku pory, ponieważ umożliwiają one terminowe rozpoczęcie prac polowych. Opady te mają często charakter lokalny i towarzyszą im gwałtowne burze. Często zdarza się, że niebo jest zachmurzone i wieje silny wiatr, ale na próżno by oczekiwać deszczu. Do takiej sytuacji nawiązuje omawiana opowieść.
Lud Basari liczy około 150 000 osób trudniących się przede wszystkim rolnictwem. Uprawiają zboża: sorgo, proso, fonio i kukurydzę, fasolę i roślinę bulwiastą nazywaną pochrzynem[2], dzięki której są znani w całym Togo. Ich domostwa składają się z okrągłych chatek połączonych murem. Wejście stanowi rodzaj przedsionka, który służy jako miejsce przyjmowania gości, a w przypadku domu najstarszego z rodu lub wodza – jako sala posiedzeń lub sądów. Język basari, nazywany w literaturze również tobote, a przez samych Basari ncam, należy do rodziny języków woltyjskich i zaklasyfi kowany jest do grupy gurma. Jest językiem tonalnym i charakteryzuje się występowaniem klas rzeczownikowych oraz tworzeniem aspektów czasownika przez zmianę tonów[3].
Postrzeganie świata
Według Basari zwierzęta: lew, słoń, pantera czy bawół dysponują podobną do ludzkiej wewnętrzną siłą. Dlatego zabicie takiego zwierzęcia, podobnie jak zabicie człowieka, powoduje uwolnienie elementu duchowego ofiary, żądnego zemsty i niebezpiecznego dla zabójcy. W obu wypadkach zatem zabójca musi niezwłocznie spożyć magiczny środek ochronny w postaci proszku, a następnie poddać się złożonym obrzędom, które mają obronić go przed mściwym duchem ofiary, błąkającym się po bezdrożach i nie zaznającym spokoju[4].
Przekonanie o istnieniu podobnej do ludzkiej intencjonalności u zwierząt sprawia, że przejście od obrazu zwierząt do charakterów ludzkich w opowieściach afrykańskich staje się bardziej realne niż w bajkach europejskich. Przebiegły zając jest konkretnym zającem, a nie przebiegłym człowiekiem przedstawianym pod jego postacią. W tak pojmowanym świecie istnieją ożywione kontakty między zwierzętami a ludźmi. Opowieści etiologiczne Basari przypisują pochodzenie niektórych praktyk rytualnych lub znajomość leków szczególnym kontaktom człowieka ze światem zwierzęcym. W ten sposób pewien myśliwy poznał skład magicznego proszku skutecznego w ochronie przed zemstą zabitej ofiary. Wiedzę tę uzyskał od krokodyla, u którego miał gościć przez trzy lata, poznając sztukę znachorską[5].
Przekazywanie tradycji
Literatura ludowa, do której należą mity, sagi, bajki, baśnie, legendy, zagadki, przysłowia i pieśni ludowe, przekazywana jest ustnie z pokolenia na pokolenie. Przekaz ten nie ma bynajmniej charakteru zinstytucjonalizowanego, na przykład w formie „lekcji”, podczas których starsi uczą młodych poszczególnych tekstów. Tradycję ludową poznaje się przez naśladownictwo, aktywnie uczestnicząc w ceremoniach rytualnych i widowiskach świątecznych. Wiele pieśni lub zagadek tworzy się spontanicznie, ale te, które szczególnie przypadły słuchaczom do gustu, przez zapamiętanie i powtarzanie znajdują trwałe miejsce w ustnym przekazie. W przypadku przysłów i opowieści ważne jest nie tylko możliwie wierne przekazanie treści, ale również znajomość ukrytego w nich znaczenia.
Najczęściej w porze suchej, kiedy ustają na kilka miesięcy prace polowe, Basari poświęcają wieczory na spotkania, podczas których przy garnku piwa przywołuje się tę lub inną opowieść. Wiele z nich ma charakter etiologiczny, wyjaśniający aktualny stan rzeczy, zjawiska naturalne, zasady postępowania i sens obrzędów. Inne kładą akcent na życie moralne, przedstawiając perypetie bohaterów i konsekwencje łamania zakazów. Opowiadanie jest domeną dorosłych mężczyzn, najczęściej najstarszych w grupie. Kobieta, nawet gdyby potrafiła opowiadać lepiej niż mężczyźni, nie odważy się zabrać głosu w ich obecności. Dotyczy to również dzieci, przy czym dzieckiem nazywa się także każdego nieżonatego mężczyznę. Basari bardzo lubią słuchać ludowych opowieści, choć przyznają, że niewielu jest takich, którzy je dobrze znają i potrafi ą umiejętnie przekazać. W dzisiejszych czasach tę chęć słuchania wykorzystuje lokalne radio w mieście Bassar, które w swoim programie oferuje bogaty repertuar ludowych przekazów w języku oryginalnym.
Dotychczas zostały wydane dwa zbiory tradycji ustnej Basari. Pierwszy z nich, zawierający ponad 600 przysłów, opracowany przez ks. Mariana Szwarka – polskiego misjonarza ze Zgromadzenia Słowa Bożego, był opublikowany w 1981 r. W przedmowie autor podkreśla, że Basari raczej wyśpiewują niż recytują przysłowia w wielu sytuacjach życiowych. „Śpiewać przysłowie w kraju Basari to nie tylko uciekać się do obrazu poetyckiego, ale również wyrażać konkretną rzeczywistość. Lud ten lubi śpiewać swe przysłowia i robi to często z okazji ceremonii związanych z zakończeniem żałoby, którym towarzyszą autentyczne konkursy. Zwycięzcą jest ten, kto wyśpiewa największą liczbę przysłów”[6].
Drugi opublikowany zbiór obejmuje 77 opowieści ludowych Basari[7]. Praca nad tym tomem trwała przez ponad dwadzieścia lat. Początkowo polegała na rejestrowaniu opowieści związanych z obrzędowością – tematem moich badań terenowych. Często na prośbę o wyjaśnienie pewnych zachowań informatorzy odpowiadali, cytując przysłowia, powiedzenia lub opowieści. Na przykład, na pytanie: „Dlaczego dziś po narodzeniu nie zabija się bliźniąt (jak czyniono w przeszłości)? usłyszałem opowieść o chłopcu o wyjątkowych zdolnościach, wychowanym w lesie przez staruszkę, która go znalazła jako porzucone niemowlę, gdyż był jednym z bliźniąt[8].
Na bazie zebranego materiału zrodziła się idea, aby zwrócić się do renomowanych bajarzy z prośbą o możliwość nagrania ich opowieści. Po uzyskaniu zgody trzeba było czekać na dogodną okazję, kiedy to w porze suchej, w bezczynne wieczory ludzie gromadzą się, aby opowiadać przez garnku lokalnego piwa. Zaaranżowane spotkanie nie dałoby bowiem spodziewanych rezultatów. Nikt nie opowiada spontanicznie do mikrofonu. Zgromadzony materiał rozrósł się do takich rozmiarów, że trzeba było dokonać wyboru, prezentując najbardziej charakterystyczne teksty.
Zarejestrowanie opowieści było zaledwie pierwszym etapem pracy zmierzającej do publikacji. Nagrania na otwartej przestrzeni miały różną jakość. Trzeba było nie lada wysiłku i cierpliwości, aby dokonać transkrypcji. Zadanie ułatwiał fakt, że język basari posiada standartową formę zapisu, opartą na alfabecie łacińskim, wprowadzoną przez Société Internationale de Linguistique na użytek tłumaczeń biblijnych – w roku 1990 wydano przekład Nowego Testamentu[9]. Kościół katolicki posługuje się takim samym zapisem w księgach liturgicznych i modlitewnikach. Dla potrzeb języka basari używa się jedynie dwóch dodatkowych znaków fonetycznych. W celu oznaczenia długich samogłosek podwaja się literę, a nosowość samogłoski wyraża następująca po niej spółgłoska „n”. Natomiast tony zaznacza się tylko w tych słowach, których znaczenie lub forma gramatyczna zmieniają się w zależności od wzorca tonalnego.
Mając do dyspozycji tekst w formie pisanej, można było przystąpić do tłumaczenia. Pominięto etap analizy lingwistycznej i tłumaczenia słowo po słowie. Przekładu na język francuski dokonali sami Basari, głównie nauczyciele języka francuskiego, co ułatwiało pracę. Chodziło bowiem o wyrażenie sensu w języku francuskim i zachowanie formy opowiadania. Zbiór zawiera wersję oryginalną oraz tłumaczenie francuskie. Celem tej publikacji jest przede wszystkim udokumentowanie części dziedzictwa kulturowego Basari. Przekład francuski jest o tyle istotny, że tylko niewielu Basari potrafi czytać i pisać w swoim języku. Ponieważ Basari rozpoczynają naukę francuskiego w wieku sześciu lat, wielu z nich posługuje się tym językiem. Ponadto, francuski jest w Togo językiem urzędowym. Dlatego przekład ten umożliwia zaprezentowanie tradycji Basari innym grupom etnicznym zamieszkującym w tym kraju.
Ropucha w literaturze Basari
Prezentowana opowieść ma charakter etiologiczny i odpowiada na banalne zresztą pytanie, dlaczego ropucha rechocze w pobliżu wody. Zgodnie z narracją dźwięki jakie wydają ropuchy, to nic innego jak słowa „mój jad“. Wiadomo, że zwierzęta te mają gruczoły jadowe, ale z opowieści słuchacz dowiaduje się, że jad ropuchy przeznaczony jest dla tego, kto spowodował śmierć jej potomka.
nne wyjaśnienie podaje opowieść „Ropuchy i antylopa“, zawarta w zbiorze przysłów Mariana Szwarka[10]. Pewnego dnia ropucha sprzeczała się z antylopą, kto jest szybszy. Aby rozwiązać ten problem, postanowiły zorganizować bieg na dystansie 23 km, między Bassar a Kabou (dwie największe miejscowości w kraju Basari). W dzień wyścigu ropucha rozmieściła swoich pobratymców wzdłuż drogi. Po sygnale do startu pierwsza ropucha rozpoczęła bieg z antylopą, która ruszyła z kopyta nie zauważając, że po drodze mija wiele innych ropuch. Za każdym razem, kiedy spojrzała w bok, aby spytać swego konkurenta, czy nadąża, znajdująca się przed nią ropucha odpowiadała, że ją wyprzedza. Wtedy antylopa przyśpieszała. Docierając do Kabou dostrzegła, że ropucha już tam jest i nie mogła uwierzyć swym oczom. Ropucha zaproponowała jej rewanż z Kabou do Bassar. Antylopa przyjęła wyzwanie i bieg rozpoczął się na nowo. Sytuacja się powtórzyła. Osiągnąwszy metę, wycieńczona antylopa padła nieżywa. Ropuchy poćwiartowały jej mięso i zaniosły je na brzeg strumienia, ale w nocy padał deszcz i woda porwała zdobycz. Rankiem stare ropuchy zapytały młode, czy nie widziały mięsa. Młode odpowiedziały: „Jeśli wy, stare, nie widziałyście, to my, młode, tym bardziej nie mogłyśmy go widzieć“. Po pewnym czasie młode ropuchy zapytały stare o mięso, te zaś odpowiedziały w taki sam sposób, jak wcześniej zrobiły to młode. Wszystkie na próżno szukały mięsa. Narrator kończy opowieść wyjaśniając, że z tego właśnie powodu, kiedy pada deszcz, słyszy się głos ropuch. Rechocząc pytają, czy któraś z nich nie odnalazła mięsa.
Opowieść ta podejmuje często występujący w tradycji ludowej Basari motyw współzawodnictwa. Tym razem jest to wyścig. Podobny wątek wykorzystuje opowieść zawarta w zbiorze Jacka Pawlika, „Wąż i ropucha“[11]. Przyczyną zorganizowaniawyścigu jest tutaj potrzeba zgromadzenia trzciny na pokrycie dachu przedsionka wodza, nagrodą zaś ręka córki władcy. Wiadomo, że ropucha jest zwierzęciem powolnym i nie ma szans wygrania biegu z innymi zwierzętami. Aby zwyciężyć, wykorzystuje fortel. Tym razem posługuje się magicznym fletem. Za każdym razem widząc, że zostaje w tyle, zaczyna grać na flecie. Słysząc niezwykłe dźwięki, zwierzęta zawracają, aby zobaczyć, co tak pięknie gra. Chowając flet ropucha kieruje ich za siebie, a sama kontynuuje drogę. W końcu jako pierwsza dociera do domu wodza i otrzymuje w nagrodę rękę jego córki. Cel tej opowieści jest inny niż dwóch pozostałych. Ponieważ ropucha skłamała, wręczając wodzowi wiązkę trzciny węża jako swoją, wąż pragnie się zemścić. Za każdym razem, kiedy zauważy się uciekającą ropuchę, można być pewnym, że goni ją wąż.
Ropucha wygrywa wyścig z antylopą dzięki pomocy licznych osobników swego gatunku. We współzawodnictwie z innymi zwierzętami wykorzystuje ich słabość do muzyki, a sama dąży systematycznie do celu. Przysłowia ludu Basari podkreślają jej odrażający wygląd, na przykład „Ropucha jest brzydka, ale przebywa w wodzie, którą się pije”[12]. Przysłowie to odnosi się do osoby, która dobrze pracuje, a mimo to, nie jest lubiana. Podobne przysłowie może być jednak interpretowane odwrotnie: „W wodzie, którą się pije, przebywa ropucha”[13]. Odnosi się ono do sytuacji, kiedy mężczyzna uganiający się za żoną lub narzeczoną drugiego zostanie zdemaskowany. Cudzołożnik jest „odrażającą ropuchą” w „czystej wodzie” wspólnoty. Inne przysłowie wykorzystuje ziemno-wodny tryb życia ropuch: „Zbyt wiele wody zabija ropuchę”[14]. Przysłowie to odnosi się do bogacza, któremu troska o pieniądze spędza sen z oczu.
„Krzyk ropuchy“[15]
Pewien myśliwy poszedł na polowanie, ale nie napotkał żadnej zwierzyny. Przemierzając lasy znalazł się w pobliżu wodopoju nawet o tym nie wiedząc. Nagle usłyszał tętent kopyt bawołów, które coraz bardziej się zbliżały. W tej samej chwili dostrzegł lecącego nad głową gołębia trzymającego w dziobie jajo. „Co robić?“ – pomyślał. „Słyszę bawoły i widzę gołębia. Kim zająć się najpierw?“ Przyszło mu do głowy, aby dźwiękiem kastanietów[16] przestraszyć gołębia, który być może upuści jajo, co pozwoli mu na zaspokojenie pierwszego głodu. Ale gołąb nie upuścił jaja. A bawoły, słysząc dźwięk kastanietów, zerwały się do szalonego biegu, rozdeptując po drodze syna ropuchy.
Kiedy ropucha stwierdziła, że bawoły rozgniotły jej dziecko, nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć. Udała się do bawołów i zapytała: „Dlaczego zerwałyście się do szalonego biegu i stratowałyście mego syna na śmierć?“ Bawoły odpowiedziały, że to myśliwy zadzwonił kastanietami i składał się do strzału w ich kierunku. Przestraszone zaczęły biec i musiały, nic o tym nie wiedząc, zadeptać jej syna. Nie zrobiły tego umyślnie. Odpowiada więc za to myśliwy.
Odnalazła więc ropucha myśliwego i spytała: „Dlaczego zadzwoniłeś kastanietami, co spowodowało, że bawoły zadeptały mego syna na śmierć?“ Myśliwy odpowiedział: „Nie zdawałem sobie sprawy z obecności bawołów. Polowałem, bo byłem bardzo głodny. Dostrzegłem gołębia, który leciał nad moją głową, trzymając w dziobie jajo. Zadzwoniłem kastanietami mając nadzieję, że przestraszy się i upuści jajo, abym mógł je zjeść i zaspokoić pierwszy głód, zanim nie znalazłbym coś lepszego. Ale gołąb nie upuścił jaja. Nie wiedziałem, że w pobliżu są bawoły, które zabiły twoje dziecko. Trzeba więc zwrócić się do gołębia!“
Ropucha udała się więc do gołębia, aby go zapytać, dlaczego leciał nad głową myśliwego, który zadzwonił kastanietami, aby go przestraszyć, a wtedy bawoły zerwały się do biegu, rozdeptując jej dziecko. Gołąb odpowiedział, że to mrówki weszły mu na grzbiet, kiedy siedział na dachu przedsionka domu wodza wioski. Dlatego zabrał swe jajo, aby stamtąd odlecieć.
Poszła ropucha do mrówek i zapytała, dlaczego weszły na grzbiet gołębia, który wziął jajo i opuścił swoje miejsce. Kiedy zaś przelatywał nad głową myśliwego, ten zadzwonił kastanietami, chcąc go zmusić do upuszczenia jaja, do czego nie doszło. Bawoły natomiast usłyszały dźwięk kastanietów myśliwego i bojąc się strzałów uciekły, depcząc jej dziecko.
Mrówki odpowiedziały, że to nie ich wina. To poddani wodza podłożyli ogień pod dach przedsionka zagrody, na którym się znajdowały. Uciekając, musiały wejść bezwiednie na grzbiet gołębia. Trzeba więc zadać pytanie wodzowi i jego ludziom.
Poszła więc ropucha do wodza i zapytała: „Wodzu! Dlaczego twoi ludzie podłożyli ogień pod dach przedsionka twego domostwa, zmuszając w ten sposób mrówki do ucieczki? Mrówki weszły na grzbiet gołębia, który odleciał trzymając swoje jajo w dziobie. Zgłodniały myśliwy zadzwonił kastanietami mając nadzieję, że gołąb upuści jajo, aby mógł je zjeść, by zaspokoić pierwszy głód. Bawoły, które były w pobliżu, usłyszały dźwięk kastanietów i bojąc się strzałów, uciekły rozdeptując moje dziecko?“ Wódz odpowiedział, że to kameleon wszedł na dach jego przedsionka. Polecił więc swoim poddanym, aby go ściągnęli, ale to im się nie udało. Dlatego kazał im podłożyć pod dach ogień. Trzeba zapytać więc kameleona.
Odnalazła więc ropucha kameleona i zapytała, dlaczego wszedł na dach przedsionka domostwa wodza, zmuszając go do podłożenia ognia. Ogień przegonił mrówki, a te weszły na grzbiet gołębia, który miał na tym dachu gniazdo. Gołąb musiał uciekać z jajem w dziobie. Myśliwy zobaczył go i zadzwonił kastanietami mając nadzieję, że gdy gołąb upuści jajo, ten będzie mógł je zjeść zaspakajając w ten sposób pierwszy głód. Gołąb jednak nie upuścił jaja. Co więcej, bawoły, które były w pobliżu, usłyszały dźwięk kastanietów myśliwego. Bojąc się strzałów, zaczęły uciekać i nieszczęśliwie rozdeptały jej syna. Kameleon odpowiedział, że to małpa przepędziła go z drzewa, dlatego przeniósł się na dach przedsionka domostwa wodza. Trzeba więc zapytać małpę.
Ropucha udała się więc do małpy i zapytała, dlaczego przepędziła kameleona z drzewa, na którym się znajdował, a ten przeniósł się na dach przedsionka domu wodza. Wódz kazał swoim ludziom podłożyć pod dach ogień. Ogień przegnał mrówki, które weszły na grzbiet gołębia. Gołąb musiał uciekać z jajem w dziobie. Myśliwy, który był bardzo głodny, widząc przelatującego z jajem w dziobie gołębia, zadzwonił kastanietami, chcąc go przestraszyć, aby upuścił jajo. Wtedy myśliwy mógłby zjeść jajo, aby oszukać głód, zanim nie znajdzie coś lepszego. Gołąb jednak nie upuścił jaja, ale bawoły, które były w pobliżu, słysząc dźwięk kastanietów, zaczęły uciekać w obawie przed strzałami. Uciekając, zadeptały dziecko ropuchy nie zdając sobie z tego sprawy. Małpa odpowiedziała, że to piasek wpadł jej do oczu, dlatego chciała odpocząć na drzewie, gdzie znajdował się kameleon.
Trzeba więc zadać pytanie piaskowi.
Ropucha poszła zapytać piasku, dlaczego wpadł do oczu małpy. Piasek odpowiedział, że został uniesiony przez wiatr, ale nie miał zamiaru wedrzeć się do oczu małpy. Niech zatem wiatr to wyjaśni.
Ropucha odnalazła wiatr i zapytała, dlaczego uniósł piasek, który wpadł do oczu małpy. Czyniąc to, spowodował ciąg reakcji, które w rezultacie doprowadziły do śmierci jej drogiego syna. Wiatr wyjaśnił, że został spowodowany przez deszcz, który się zapowiedział, ale nie spadł. Trzeba więc zadać pytanie deszczowi.
Poszła więc ropucha do deszczu i zawołała: „Deszczu!“ Ale deszcz milczał. Ropucha jednak ciągnęła dalej: „Deszczu! Dlaczego nie chciałeś spaść, mimo że się zapowiadałeś? W ten sposób zmusiłeś wiatr do wiania, a przez to do uniesienia piasku, który wpadł do oczu małpy. Małpa, która chciała odpocząć na drzewie, musiała przegonić kameleona, który tam siedział. Ten zaś zmusił wodza do podpalenia dachu przedsionka, gdzie kameleon znalazł schronienie. Ogień przegonił mrówki, zmuszając je do wejścia na grzbiet gołębia, który miał tam gniazdo. Gołąb musiał opuścić swoje miejsce z jajem w dziobie. Myśliwy, który był głodny, widząc przelatującego gołębia z jajem, zadzwonił kastanietami w nadziei, że przestraszony gołąb upuści jajo. Mógłby wtedy je zjeść, aby zaspokoić pierwszy głód, zanim nie znajdzie coś lepszego. Ale gołąb nie upuścił jaja. A, znajdujące się w pobliżu bawoły, na które myśliwy mógłby zapolować, zaczęły uciekać, kiedy usłyszały dźwięk kastanietów. Bały się bowiem strzałów myśliwego. Wtedy przez nieuwagę zadeptały mojego syna!“ Deszcz nadal milczał. Wtedy ropucha zadała mu cios jeden po drugim. Deszcz rozzłościł się i zapowiedział swoje przyjście w tej samej chwili. Niebo zakryło się chmurami i pociemniało do tego stopnia, że nic nie można było zobaczyć na ziemi. Potem deszcz zaczął padać tak mocno, że ropuchę porwał strumień wody i wkrótce znalazła się w rzece. Zaczęła więc krzyczeć: „Mój jad! Mój jad! Mój jad!“.
W istocie bowiem ropucha przygotowała silnie trujący jad, aby zaaplikować go temu, kto spowodował śmierć jej dziecka, które tak bardzo kochała. Niestety! Nie mogąc znaleźć winowajcy, kiedy znajdzie się w wodzie, nie przestaje narzekać, rechocząc: „Mój jad! Mój jad! Mój jad!“
Tok narracji
Analizowana opowieść przedstawia logiczną kolejność wydarzeń. Myśliwy posługuje się zwykle kastanietami (lub gongiem), aby płoszyć zwierzynę. Nie dziwi też fakt, że ropucha przebywa blisko wody. Ubarwieniem zbliżona jest do podłoża i trudno ją czasem dostrzec. Przepłoszone bawoły w biegu mogły jej nie zauważyć. W żadnym zresztą wypadku nie zwróciłaby ich uwagi mała ropucha.
Dźwięk kastanietów, który wywołał myśliwy, miał zmusić gołębia, aby upuścił jajo. Spowodował jednak reakcję bawołów. Za radą myśliwego ropucha spytała o przyczynę gołębia. Naturalne jest, że gołębie przebywają blisko domostw ludzkich. Ten z opowieści miał gniazdo na dachu przedsionka domu wodza wioski. Przelatywał nad głową myśliwego z jajem w dziobie, aby uwolnić się od mrówek, które wchodziły mu na grzbiet. Swoje zachowanie mrówki tłumaczą zagrożeniem pożaru wywołanego umyślnie przez sługi wodza. Wódz zaś tłumaczy, że ogień miał przepędzić kameleona, a nie mrówki. W tym miejscu można by zapytać, dlaczego kameleon miałby przeszkadzać wodzowi, przebywając na dachu jego przedsionka. Odpowiedzi dostarcza tradycja Basari. Otóż w pewnych okolicznościach zwierzę to uważane jest za zwiastuna śmierci. Ten, kto zobaczy kameleona zbliżającego się z podwiniętym ogonem, wkrótce umrze[17]. Lepiej więc przegonić go z dachu, aby nie sprowadził śmierci.
Na tym etapie poszukiwania sprawcy wina spada na kameleona, który jednak tłumaczy się tym, że z drzewa przepędziła go małpa. Mając na uwadze rozmiary obu zwierząt, oczywiste jest, że kameleon musiał ustąpić. Małpa z kolei zrzuca winę na piasek, który wpadł do jej oczu, piasek na wiatr, a wiatr tłumaczy swój podmuch deszczem, który się zapowiadał, ale nie spadł.
Motyw zapowiadającego się deszczu przywołuje u słuchaczy dobrze znane doświadczenie. Będący z małymi wyjątkami rolnikami, Basari wiedzą, ile to razy oczekiwany na początku sezonu upraw deszcz nie spadł. Wiele razy rolnik Basari wychodził na pole tylko po to, by stwierdzić, że jego pole nie zostało jeszcze zroszone. Ciosy zrozpaczonej ropuchy symbolizują karę za rozczarowanie, jakie przynosi człowiekowi natura. Ale opowieść kończy się pomyślnie dla słuchaczy. Napięcie dramatyczne zostaje rozładowane przez ulewę, która zrosi pola na tyle, aby móc rozpocząć uprawy. Tylko ropucha jest zatem w tej historii poszkodowana. Straciła potomka i nie znalazła przyczyny jego śmierci. Zaś truciznę, którą przygotowała, aby godnie pomścić stratę dziecka, wciąż przy sobie nosi i kiedy spadnie deszcz, przypomina o swojej historii, głośno rechocząc.
Opowieść ta, oparta na wydłużającym się systematycznie „łańcuszku“ współzależności przyczynowo-skutkowej, odznacza się literackim kunsztem. Stosuje skróty, aby nie znudzić słuchacza i kończy się niespodziewaną puentą. Krzyk ropuchy: „Mój jad! Mój jad! Mój jad!“ jest onomatopeją, która odpowiednio wypowiedziana przypomina do złudzenia rechot ropuchy.
Kontekst kulturowy
Nie zrozumie się sensu opowieści „Krzyk ropuchy“ bez uwzględnienia jej kulturowego kontekstu. Wątek poszukiwania winowajcy śmierci dziecka ropuchy wpisuje się w tradycję Basari, dla których ustalenie przyczyny śmierci jest przedmiotem jednego z najważniejszych obrzędów gwarantujących osiągnięcie statusu przodka. Rytuał ten odbywa się podczas uroczystości zakończenia żałoby. Uczestniczy w nim cała społeczność wioskowa. Podczas publicznego seansu zaproszony wróżbita spoza wioski wraz z miejscowym jasnowidzem drążą okoliczności śmierci i przywołują relacje zmarłego z krewnymi i znajomymi. Po wyeliminowaniu kolejnych hipotez wskazują na konkretną przyczynę. Jeśli losowo trzykrotnie zostanie ona wskazana, to ostateczny werdykt zostanie potwierdzony. W przeszłości za przyczyną śmierci krył się zawsze człowiek, dziś nie foruje się pochopnie takich wyroków ze względu na wynikający z tego obowiązek zemsty[18]. Nie wystarczy zatem stwierdzić, że mała ropucha została rozgnieciona przez bawoły. Nikt bowiem wśród Basari nie zadawala się podaniem bezpośredniej przyczyny. Od razu nasuwa się pytanie: Dlaczego bawoły przebiegały w tym miejscu, gdzie znajdował się potomek ropuchy? Trzeba drążyć temat do końca, ponieważ nic nie jest kwestią przypadku.
Analizując zwyczaje pogrzebowe ludu Lodagaa z północnej Ghany Jack Goody wyróżnia trzy przyczyny każdego zdarzenia: bezpośrednią, sprawczą i ostateczną. Przyczyna bezpośrednia stwierdza, w jaki sposób nastąpiła śmierć. W przypadku analizowanego tekstu jest to rozgniecenie przez kopyta bawołu. Na wyższym poziomie analizy poszukuje się sprawcy pośród członków wspólnoty: kto kryje się za danym przypadkiem śmierci, kto jest za nią odpowiedzialny. Przyczyny ostatecznej natomiast poszukuje się w działaniu bytów niewidzialnych, zwykle przodków lub bóstw[19].
W historii ropuchy proces poszukiwania przyczyny śmierci kończy się niepowodzeniem. Każdy z bohaterów znajduje wytłumaczenie swojego zachowania w poczynaniach innych. Kto jednak może zrozumieć siły natury? Deszcz nie potrzebuje usprawiedliwienia. Taka jest bowiem jego natura, że choć zapowiada się, nadchodzą czarne chmury i wieje wiatr, to jednak deszcz spadnie lub nie i nie wiadomo dlaczego. Każdy Basari tego doświadcza, szczególnie na początku pory deszczowej. Chcąc doprowadzić sprawę do końca, ropucha przygotowała truciznę do dokonania zemsty. Podobnie podczas obrzędu szukania przyczyny śmierci, wróżbici tak długo będą prowadzić poszukiwania, aż wskażą na sprawcę. W analizowanym tekście procedura nie została zakończona, dlatego ropucha nie wie, komu ma zaaplikować swój jad.
* * * * *
Przykład opowieści „Krzyk ropuchy“ wskazuje, że literatura ludowa jest głęboko osadzona w realiach geografi cznych i kulturowych danego ludu. Warunkiem zrozumienia podobnego przekazu jest dobra znajomość środowiska, w którym rozgrywa się opowiadana historia oraz tradycji, której obrazy i symbole kryją w sobie bohaterowie opowieści. Ważną rolę pełni ponadto język, ale składnia, słownictwo i styl oraz charakterystyczna dla ustnego przekazu melodyjność narracji wymagałyby oddzielnej analizy. Na koniec należy podkreślić, że spotykane w afrykańskiej literaturze ustnej typy postaci mają charakter uniwersalny, ponieważ zjawiska naturalne, los ludzki czy ukryte pragnienia niezależnie od kultury są do siebie podobne.
ks. dr hab. Jacek Jan Pawlik SVD
Tekst pierwotnie opublikowano w czasopiśmie „Afryka” 33 (2011), s. 56-66. Dziękujemy redakcji „Afryki” za zgodę na przedruk.
[1] Zob. R. Cornevin, Les Bassari du Nord-Togo, Paris 1962, s. 13–19.
[2] Dioscorea alata nazywany też jam lub ignam.
[3] Zob. J.J. Pawlik, Zaradzić nieszczęściu, Olszyn 2006, s. 28–39.
[4] Więcej zob. Tamże, s. 186–189.
[5] Tamże, s.184.
[6] M. Szwark, Proverbes et traditions des Bassars du Nord Togo, Sankt Augustin 1981, s. 7.
[7] J.J. Pawlik (opracowanie.), Iciin takaldau. Les contes bassar, Olsztyn 2010.
[8] Tamże, s. 20, 156.
[9] Dopoompôndi takaldau ncam (baasaar), International Bible Society 1990.
[10] Szwark, Proverbes, s. 113–114.
[11] Pawlik, Iciin takaldau, s. 199–201.
[12] Szwark, Proverbes, s. 106.
[13] Tamże, s. 60.
[14] Tamże, s. 108.
[15] Przy tłumaczeniu tego opowiadania posługiwałem się zarówno tekstem oryginalnym, jak i przekładem francuskim. Niestety, nie było możliwe przekazanie wyrażonej po mistrzowsku w języku basari rytmiki opowieści. Język ten lubuje się w użyciu czasowników, co nadaje narracji dodatkowej dynamiki. W tym opowiadaniu czasowniki są często podwajane, co nadaje mu określony rytm.
[16] Instrument muzyczny zwany (metalowymi) kastanietami (w języku basari feenku). Idiofon składający się z dwóch metalowych elementów nakładanych na palce prawej ręki. Dźwięk wydobywany jest przez uderzanie jednego o drugi. Używany przez myśliwych do porozumiewania się lub do płoszenia zwierzyny.
[17] Zob. J.J. Pawlik, L’Éxpérience sociale de la mort. Étude des rites funéraires des Bassar duNord Togo, Fribourg 1990, s. 46.
[18] Więcej, zob. tamże, s. 126–132.
[19] Zob. J. Goody, Death, Property and Ancestors. A Study of the Mortuary Customs of the Lodaaga of West Africa, London 1962, s. 210.